Osoby, które czytają moje bloga wiedzą, że staram się dobierać ciekawe produkty dla najbardziej wybrednych użytkowników. Jednak czasem mi się zdarzy wybrać coś z czego nie jestem w pełni zadowolona lub mam mieszane uczucia. Tak jest właśnie w przypadku Womanizer’a.
Niemiecka firma Womanizer słynie ze swoich bezdotykowych masażerów. Firma powstała w małym miasteczku, a obecnie ich produkty są znane w 30 krajach na całym świecie. Firma wyróżnia się pięknym wyglądem produktów, dostosowanymi do ciała kształtami i innowacyjną technologią Pleasure Air.
Tak naprawdę sława firmy sprawiła, że zapragnęłam go mieć i faktycznie trafiła do mnie niesamowicie wyglądająca wersja classic, która znajdowała się w kalendarzu Amorelie.
W pudełku znalazła się instrukcja obsługi, ładowarka magnetyczna oraz sam Womanizer. Pierwsze wrażenie zrobił na mnie bardzo dobre. Przyjemny materiał, miękka zdejmowana końcówka oraz bardzo ładny granatowy kolor. Stwierdziłam, że będzie super i muszę jak najszybciej z niego korzystać.
Po naładowaniu przyszedł czas na testy, tutaj mam mieszane uczucia, bo faktycznie wibracje są przyjemne i relaksujące, ale nie potrafię osiągnąć orgazmu tak jak przy Satisfayer Curvy 2+ czy Soną od Lelo. Te dwa gadżety dawały mi niesamowitą przyjemność, więc sami rozumiecie mój zawód.
Dla mnie widocznie Womanizer jest za słaby po tych dwóch zabawkach i nadal dla mnie Sona Crius zostaje numerem jeden, jeśli chodzi o bezdotykowy masażer. Jednak Lelo wykorzystuje inną technologię i trudno te dwa gadżety porównać.
Jednak Satisfyer jak najbardziej mogę porównać z moim Classic’em i tutaj po użyciu jednego oraz drugiego mogę stwierdzić, że Curvy 2+ jest mocniejszy i łatwiej mi nim znaleźć miejsca, które potrzebuje oraz w moim przypadku przydatna jest funkcja wibracji znajdująca się w Curvy 2+. Womanizer mocą bardzo przypomina mi pingwinka, który był dla mnie za słaby jednak ten pierwszy jest przyjemniejszy w kontakcie z ciałem, twarda końcówka pingwinka daje jego rywalowi dodatkowe punkty. Nasz granatowy kolega lepiej przylega do ciała i jest wygodniejszy w dłoni.
Jednak Womanizer dalej pozostaje luksusowym gadżetem elegancja i jakość wykonania to coś co mnie uwiodły w wersji classic. Dla mnie największy problem to za mała moc, ale dla osób delikatniejszych lub zaczynających korzystać z bezdotykowych masażerów będzie bardzo fajny. Szczególnie jeśli chcemy coś porządnego z wyższej półki. Gadżet również dla tych co uważali, że Sona Lelo jest dla nich za mocna, wtedy ten będzie strzałem w dziesiątkę.
Właśnie z tego powodu mam mieszane uczucia niby świetny luksusowy gadżet, ale spodziewałam się po nim więcej. Myślałam, że będzie on bardziej zadowalający, a doznania będą przynajmniej równie intensywne jak przy Curvy 2+.
Jedyne co mogę doradzić to używanie dodatkowo jakiegoś żelu, kremu do stymulacji łechtaczki. Próbowałam i wtedy jest lepiej. U mnie był to balsam od Slow Sex. Również fajnym wspomagaczem jest mocny wibrator. U mnie fajnie się zgrał Mono flex (o nim już wkrótce).
Podsumowując gadżet warty polecania w wyżej wymienionych przypadkach, dla zaawansowanych polecam coś mocniejszego. Sprawdzi się też, gdy używamy dodatkowej stymulacji.
Ode mnie takie 7/10, bo trochę się zawiodłam, ale piękny gadżet dla wrażliwych łechtaczek!